Wielki Jaworowy Szczyt jest bardzo dobrze rozpoznawalny, niemalże z każdego kierunku. Dla nas odwiedzających Tatry Wysokie od północnej strony stanowi potężną barierę skalną, ze znaną Przełęczą Rozdziele pomiędzy Małym Jaworowym, a Pośrednim Jaworowym Szczytem. W historii taternictwa odegrał bardzo istotną rolę i do dzisiaj pełni. Podążając granią Lodowych Szczytów przykuwa uwagę każdego jego piękny masywny Mur i ostre Jaworowe Turnie.
Naturalnie fakt, iż leży on w Głównej Grani Tatr sprawia że jest celem, którego nie mogłem nie mieć w swoich planach. Warunki pogodowe były bardzo niekorzystne, dlatego wybieramy opcję zaliczenia”, a nie wspinania w celu odhaczenie do Korony Tatr. Tego dnia prognozy były niejednoznaczne, z pewnością potężny wiatr do 130 km/h był mocnym utrudnieniem i niebezpieczeństwem.
Jaworowy Szczyt || informacje
Jaworowy Szczyt (2418m) jest wybitnym szczytem w Głównej Grani Tatr Wysokich po słowackiej stronie. Należy do potężnego Jaworowego Muru i stanowi jego kulminację. Od swojego niższego brata Małego Jaworowego Szczytu oddzielony jest głęboko wcięta Przełęczą Rozdziele na zachodzie. Natomiast od wschodu od Małego Ostrego Szczytu oddzielony jest Jaworową Przełęczą. Góruje powyżej olbrzymich dolin:
- Staroleśnej z południa, zdecydowanie łatwiejszy dostęp do podszczytowych partii. Oczywiście mowa tu o drogach normalnych, nie ścianowych, których znajdziemy tu wiele o bardzo zróżnicowanych trudnościach.
- Doliny Jaworowej z północy, topografia tej strony jest bardzo złożona i trudna.
Sam szczyt jest dwuwierzchołkowy, główny po wschodniej strony oraz zachodni Pośredni Jaworowy Szczyt oddzielony Jaworową Szczerbiną. W kierunku południowo-wschodnim odchodzi z niego Siwa Grań, z której boczna część to szeroka Jaworowa Galeria, która stanowi dogodne wejście na partie szczytowe. Północna ściana opada do Jaworowej Doliny swoimi 400 metrowymi urwiskami, którymi poprowadzonych jest sporo trudnych zimowych dróg. Z pewnością należy do czołówki najwspanialszych tatrzańskich kolosów i wielkich ścian.
Wejścina na Jaworowy Szczyt || z Siwej Kotlinki
Drogi normalne na szczyt skupiają się wokół otoczenia Siwej Kotlinki, Jaworowej Galerii. Przede wszystkim od strony południowo-wschodniej. Alternatywnie możemy dostać od strony zachodniej trawersując zbocza Małego Jaworowego Szczytu i poniżej Rozdziela sypkim żlebem w górę na Pośredni Jaworowy. Zasadniczo z Siwej Kotlinki możemy zrobić mini pętlę idąc filarkiem Głównej Grani, a schodząc sąsiednim Siwym Żlebem, który idzie wzdłuż Siwego Mnichu w kierunku Siwego Przechodu.
Dojście do Siwej Kotlinki zasadniczo nie stanowi trudności, z uwagi na fakt że możemy dostać się tu do stawów żółtym szlakiem w kierunku Czerwonej Ławki z Doliny Staroleśnej. Z parkingu wychodzimy przed 7 i udajemy się w kierunku schroniska Zbójnicka Chata (1960m). Po drodze możemy podziwiać znane szczyty i łańcuchy. Wiatr halny tego dnia miał być silny i taki był, na dodatek widoczność niestety była raczej kiepska, a później jeszcze gorsza.
W schronisku meldujemy się około 9.30 i robimy przerwę. Chmury nie odpuszczają, momentami jest tylko gorzej.
Żółty szlak na Czerwoną Ławkę
Przed 10 wyruszamy żółtym szlakiem w kierunku Siwych Stawów. Po drodze możemy częściowo oglądać okalające szczyty. Śnieg, który jeszcze dzień czy 2 temu był stopiło całkowicie.
Szlak obiega masyw i południową ścianę i kieruje się wyżej w stronę Siwych Stawów. Należy wspomnieć, że teoretycznie jest on jednostronny, z Doliny Pięciu Stawów Spiskich przez Czerwoną Ławkę do Doliny Staroleśnej.
Po dojściu do Siwych Stawów odbijamy w lewo w kierunku Jaworowej Przełęczy, która rozdziela masyw Ostrego Szczytu i Wielkiego Jaworego Szczytu.
Siwa Kotlinka
Plan zakładał wejście od Jaworowej Przełęczy z opcją dalszego przejścia przez Mały Jaworowy do Zawracika. Pogoda jednak błyskawicznie rozwiała dosłownie nasze plany. Przy grani tak wiało, że próbujemy przejść żlebem. Śnieg, który wytopiło pozostawił jednak swój ślad w postaci cieknących skał. Żleb nieprzyjemnie mokry i zimny nie zachęcał, szczególnie odcinek poniżej i powyżej Siwych Wrótek.
Dolna część żlebu jest łatwiejsza i choć wiatr szalał i wiał z dołu do góry w nim to jakoś szło. Im wyżej tym mokrzej i coraz częściej kamienie wyjeżdżały wszelakiej maści i wielkości. Zaczęło być nieprzyjemnie. Należało podejść na prawo bliżej grani, tam jest wygodniejszy wariant i w miarę łatwiej i na pewno nie tak mokro. Śliskie skały i wiatr dawał poczucie czy aby na pewno ten dzień jest tym co trzeba tam wejść. Alicja odpuszcza trochę poniżej końca Siwych Czub. Niestety brak widoczności i zerowa orientacja sprawiała, że gdyby nie fakt iż szczyt z tego miejsca jest teoretycznie na wyciągnięcie ręki też bym odpuścił.
Alicja wraca do schroniska, ja mokrym żlebem i topniejącym śniegiem wyżej docieram do Wrótek, które stanowią jakby płaską część grani. W między czasie jedna lawina kamienna spada w pobliżu, zdecydowanie dawała mi do myślenia, co ja tu robię w tych warunkach. Dalej wybieram prawą odnogę żlebu. W resztkach śniegu i spadajacych kamieni wychodzę na siodło, z którego na szczyt jest rzut beretem i łatwym terenem, o ile się wie gdzie jest szczyt. By się upewnić sprawdzam z navi i w kilka minut jestem na szczycie. Dopiero pod nim zmieniam mokre rękawiczki, w żlebie było zbyt mokro i sypko by to zrobić. To przede wszystkim sypiące skały i ziemia są najbardziej niebezpieczne w tym miejscu. Palce jak w zimie odczuły co to znaczy zimno do bólu.
Krzyż zaliczony || Jaworowy Szczyt
Wiatr w partiach szczytowych dosłownie zduchuje z grani, nie idzie stać, muszę siedzieć, aby zmieniać rękawiczki i się docieplić kurtką. Nie ma czasu do stracenia, kilka szybkich ujęć i uciekam.
Tego dnia nie było sensu wyciągać kamery, robić zdjęć. Na dół wybieram dużo lepszy wariant filarkiem, lub częściowo w pobliżu niego. Tędy można iść wygodniejszym wariantem do Siwych Czub. Pomimo wiatru wolę jednak tę drogę, którą odrzuciliśmy wcześniej z uwagi na wiatr.
Dalej przy grani do przełęczy i dopiero z niej odbijam w prawo w kierunku szlaku. To co zwykle jest przyjemnością w ciepełku i z dobrą widocznością, tutaj było dosłownie walką logiki z bezpieczeństwem. Dochodzę do szlaku, widoczność beznadziejna, nawet gorsza niż ze 2 godziny wcześniej. Pogoda w ogólę się nie sprawdziła, oczywiście wiatr miał być potężny, lecz brak widoczności do tego w zasadzie odebrał radość.
Podsumowanie
Jaworowy Szczyt jest pięknym celem, szkoda że pogoda sprawiła figla i trzeba było uważać na siebie, całkowicie bez widoków i przyjemności zdobywania. O ciekawym wariancie graniowym można było szybko zapomnieć. Na pewno tu jeszcze wrócę w lepszych warunkach, a teraz dodałem cegiełkę do projektu Korony Tatr, którą niebawem zakończę.