Szybka decyzja o krótkim wypadzie na Dufourspitze (4634) od szwajcarskiej strony zapadła. Jedziemy w 3 osoby z Kamilem i Kubą do mekki wspinaczy jakim zdecydowanie jest górski kurort Zermatt. Na miejscu bierzemy kolejkę do Rotenboden i dalej idziemy przez lodowiec do schroniska Monte Rosa. Drugiego dnia atak szczytowy, nosimy ciężkie plecaki z namiotem i resztą rzeczy, jednakże na miejscu się okazuje, że było to zbędne, gdyż i tak obowiązuje całkowity zakaz biwakowania. Pozostaje nam droższe schronisko i wcześnie w nocy do celu 1750mH+.
Dufourspitze (4634) Monte Rosa || informacje
Dufourspitze (2634m) jest najwyższym szczytem Alp Pennińskich, ponadto całego masywu Monte Rosa i Szwajcarii. Znajduje się w kantonie Valais, blisko granicy z Włochami. Nazwa szczytu pochodzi od znanego szwajcarskiego kartografa Guillaume’a Henriego Dufoura. Droga normalna od strony północnej zazwyczaj startuje ze schroniska Monte Rosa połóżonego na wysokości około 2800m powyżej lodowca Grenzgletscher. Droga o wycenie PD+/II+ w większości przemierza lodowiec i pod szczytem znajdziemy na grani trudności skalne.
Masyw Monte Rosa jest najbardziej znanym i lubianym regionem Szwajcarii. W jego otoczeniu znajdziemy inne poteżne szczyty Alp Wallijskich. Droga włoska przez sąsiadujący Zumsteinspitse jest o podobnych trudnościach, lecz trawersuje niebezpieczną, często nawisową grań.
Etap 1: Dojście do schroniska Monte Rosa (2800m) pod Dufourspitze
Korzystamy z kolejki, która z centrum Zermatt (1600m) szybko wznosi się w kierunku Rotenboden (2815m). Po prawej stronie zdecydowanie jedna góra przyciąga nasze spojrzenia, jest nią oczywiście sławny Matterhorn. Po dotarciu do celu i opuszczeniu kolejki przed nami olbrzymi masyw Monte Rosa, który góruje powyżej ostatnich lodowców, które szybko się cofają.
Teraz czeka nas trawers w poprzek i za nim zejście stromsze, lecz ubezpieczone w kierunku lodowca Gorner (obniżamy się do około 2500m).
Przechodzimy pierwszą jego część, i wydostajemy się na kolejne piętra lodowca.
Okazało się, że rozbijanie namiotów jest mocno karalne i nie było wyjścia musieliśmy uznać wyższość sytuacji i pozostać w dość drogim schronisku na noc. Trzeba tu podkreślić, że schronisko jest świetnie ulokowane, niemalże samowystarczalne”. Są tu wszelkie wygody, choć cena dość wygórowana, ale co się spodziewać, w końcu to Szwajcaria.
Etap 2: Dufourspitze || atak szczytowy
Pogoda wydawała się być stabilna. Wstajemy wcześnie i zbieramy się do wyjścia przed 3, najpierw grzędą skalną wznosimy się po prawej stronie lodowca, by na wysokości około 3100-3200m wejść na lodowiec, jeszcze po ciemku.
Idziemy lodowcem, który posiada mnóstwo szczelin. Wszystko wydaje się być pod kontrolą, w kierunku zachodnim wyłaniają się znajome sylwetki olbrzymich czterotysięczników. Wydaje się, że lodowiec jest dziecinnie prosty, lecz to wrażenie, w rzeczywistości ma mnóstwo szczelin, co w późniejszych godzinach na własne oczy mogliśmy ujrzeć z bliska.
Kondycja jest, idzie bardzo sprawnie, aż za bardzo. Jest dopiero 6 rano, a my już na około 3900-4000m.
Dalszy przebieg lodowca prowadzi w kierunku przełęczy Silbersattel między Dufourspitze, a Nordendem na lewo. My jednak kierujemy się na siodło Sattel, droga odbija na prawo i pnie się stromiej w kierunku wysokiej przełęczy, od której grań finalna wyprowadza na wierzchołek.
Przełęcz Sattel, początek grani szczytowej
Na przełęczy zastajemy paskudne warunki, długo tu spędzamy, mimo bardzo silnego i zimnego wiatru. Jest dopiero godzina 8 rano, a my mamy się poddać będąc o włos? Jesteśmy prawie na 4400m, do szczytu pozostaje około 2 godziny granią, która na pewno będzie zalodzona. Większość przewodników ze swoimi klientami rezygnuje. My długo się zastanawiamy co robić z tym fantem.
Jesteśmy bardzo blisko szczytu, w zasadzie wydawać by się mogło, że tylko wysokość nas zatrzyma. A tu taka niespodzianka dla wszystkich.
Czujemy się dobrze, wysokościowo na pewno poszlibyśmy wyżej i powinno być dobrze, ale warunki na tej wysokości, skoro nawet przewodnicy co znają te góry na pamięć rezygnują, to był finalny bodziec.
Zejście do Zermatt
Oczywiście wszyscy byliśmy zawiedzeni sytuacją, lecz w górach trzeba wiedzieć kiedy dać za wygraną, by móc tu wrócić w przyszłości ponownie. Droga w dół lodowcem przebiega sprawnie, podobnie jak to było w górę. Im niżej tym więcej szczelin się odkrywało.
Oczywiście przygody były, jednak czekało nas zejście na sam dół niemalże z wierzchołka, aż po Zermatt. Dojście do Rotenboden było już nam znane, dalsza trasa wiodła ciekawymi polami i leśnymi stromymi ścieżkami. Zmęczenie było czuć koniec, końców tego dnia w pionie 1800 metrów na plus i -3000 na minus, z plecakiem dość ciężkim.
Podsumowanie
Dufourspitze jak przystało na jeden z najwyższych szczytów Alp jest godny rangi swojej wysokości. Piękna piramidalna, skalno-lodowa sylwetka zdecydowanie jest celem do zdobycia. Tym razem zabrakło kropki nad i. Miejmy nadzieję, że jeszcze będzie dane na nim stanąć. Otoczenie jest przepiękne i typowo alpejskie.