Lion Grat Matterhorn od zawsze był w moich myślach, wisząc w sporej ramce przywiezionej z jednej z wielu wizyt z mojej ulubionej Szwajcarii ukazywał swoją potęgę. W końcu po wielu róznych technicznie i fizycznie mini wyprawach zdecydowaliśmy się na 2 osobowy wyjazd.
Droga pozwala na długą i przyjemną wspinaczkę w umiarkowanych trudnościach. Tak jak na alternatywnej grani Hörnli, tak i tutaj zainstalowano wiele lin poręczowych. Dodatkową atrakcją jest drabina – zwana schodami Jordana.
Największe techniczne trudności (około IV+) występują przed wejściem na Pik Tyndall (choć nie tylko), stanowiący jakby oddzielny szczyt.
Lion Grat Matterhorn || informacje podstawowe
Matterhorn (Monte Cervino, 4478m) jest szczytem w Alpach Pennińskich, jest szóstym pod względem wysokości samodzielnym szczytem alpejskim. Leży na granicy szwajcarsko-włoskiej, w dolinie Aosty.
Monte Cervino jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych szczytów świata. Jest skalno-lodową piramidą, która samotnie wznosi się pośród firnowych pól i lodowców Alp Pennińskich. Najbardziej znana jest północna 1100 metrowa, stroma ściana wchodząca do tryptyku alpejskiego (do którego zaliczymy jeszcze Filar Walkera na Grandes Jorasses i północną ścianą Eigeru). Najwyższą jest aż 1400 metrowa zachodnia ściana. Matterhorn należy do czołówki najpóźniej zdobytych alpejskich kolosów, z uwagi na odstraszający wygląd skalny.
Matterhorn jest potężną skalną piramidą, strzelającą samotnie w niebo między włoską Breuil-Cervinia a szwajcarskim Zermatt. Rywalizacja, jaka towarzyszyła pierwszemu wejściu i katastrofa zespołu Whymper’a, stała się początkiem wielkiej historii tej wspaniałej góry.
Szczyt zdobyli 14 lipca 1865 roku północno-wschodnią granią Whymper, Dudson, Hadow, Douglas wraz z przewodnikami Croz i Taugwalder (syn + ojciec), którzy jako jedymi wraz z Whymperem zdołali zejść, pozostali spadli w przepaść w drodze na dół. Dosłownie 3 dni po nich na szczycie stanęli włosi: Carrel (od którego pochodzi nazwa schronu) i Bich pokonując trudniejszą grań południowo-zachodnią. Aktualnie obie te granie są drogami normalnymi na szczyt.
Plan wyjazdu w skrócie:
- Wyjazd z Bielska-B. wieczorem we wtorek. Jesteśmy w Cervini (1800-2000m) przybywamy z rana w środę koło 10.
- Idziemy kolejno przez Schronisko Abruzzi (2800m) i tam decydujemy się iść dalej do schronu Carrela na wysokość aż 3830m późno o 19 (jak na pierwszy dzień po całonocnej drodze w aucie to tak trochę zagranie va banque!).
- Czwartek: Krótka noc, śpimy ledwo do 5 (wszyscy wspinacze oczywiście już opuścili schron i poszli w górę) i ruszamy po 6 w kierunku szczytu.
- Mniej więcej o godzinie 12 jesteśmy na Tyndallu, powyżej 4200m. Po drodze straciliśmy czas błądząc na 3950m. Na weierzchołku koło 14.30. Matterhorn zaliczony po stronie włoskiej. Trawersujemy szczyt na 2 wierzchołek i po 15 wyryszamy w dół.
- Lekkie chmury, mgła, wysokość, zmęczenie, ODWODNIENIE daje się we znaki i schodzimy naprawdę długo, aż łapie nas wieczór na 3950m na oko. Nieszczęsliwe zdarzenie Kamil traci szpej/plecak/Aparat z kamerą ( na szczęscie Tylko” tyle).
- Dzięki pomocy ekipie 2 włochów wraz z nimi docieramy koło 1 w nocy do schronu.
- Piątek rano/przedpołudniem wychodzimy z Carrela do auta (poznając ekipę Krynica PL goprowo-speleo, którą serdecznie pozdrawiamy) przy aucie na 19 wieczorem i do domu gdzie docieramy w sobotę o 13.
Używany sprzęt: raki, czekan, lina 30m *2 (1 żyła mogłaby wystarczyć, lecz do zjazdów lepsza para dłuższych ale cieńszych połówek przydatna do łączenia i pokonywania dłuższych odcinków), 6 ekspresów, 2 friendy, kilka różnych taśm, rep. Schron bez konieczności posiadania śpiwora/karimaty.
Etap 1: Breuil Cervinia -> schron Carrela (3830m)
Etap ten oczywiście możemy podzielić i nawet należy na dwa dni z noclegiem w schronisku Abruzzi na 2800 metrów (lub w pobliżu niego rewelacyjne miejsce na rozbicie namiotu). Początkowo spacerem typowo tatrzańskim udajemy się do schroniska Abruzzi, nie powinno nam to zająć dłużej niż 3 godziny. Ścieżka w wielu miejscach jest poprowadzona skrótami, także bacznie wypatrujemy i nie tracimy zbędnie sił. Przemierza ciekawe łąki, miejscami nasz główny cel ukazuje się przed nami.
Po dotarciu pod schronisko nasz cel z tej perspektywy wcale nie przypomina tej charakterystycznej piramidy ze zdjęć czy pocztówek, jednakże jej bryła wciąż odstrasza. Uzupełniamy płyny, śniadanie późne i decydujemy, że jeszcze tego dnia idziemy wyżej gdyż kolejnego dnia zapowiadają okno pogodowe, z którego pragniemy skorzystać.
Schronisko Abruzzi
Opuszczamy schronisko Abruzzi i znakowaną ścieżką, która prowadzi nas do pomnika Jeana-Antoine’a Carrela (około 30 minut), pierwszego zdobywcy Matterhornu od włoskiej strony. Dalszym punktem orientacyjnym jest przełęcz Colle del Leone, do której dotarcie wymaga umiejętności wynajdywania drogi (miejscami wiele różnych wariantów).
Rumowiskiem z kamieni monotonnie zdobywamy wysokość (pamiętajmy o kasku, bo często zdarza się, że ktoś powyżej nas coś strąci).
Podejście do przełęczy zajmuje dalsze 3 godziny (zależnie od aklimatyzacji, lub jej braku krócej czy dłużej). Po drodze za pewne przyjdzie nam przekroczyć kilka śnieżnych pól, jak nie czujemy się na nich pewnie to warto sznurek wyciągnąc nawet tu.
Z przełęczy do schronu wydaje się blisko, lecz w praktyce to dalsze 1.5 godziny wspinaczki. Najefektowniejsza jest 10 metrowa ścianka, poniżej schronu, która jest co prawda ubezpieczona grubą liną (fixed-rope) jednakże jest to dość siłowy odcinek. Po przejściu łatwiej i jesteśmy w schronie Carrela na 3800+. Jeśli ten fragment sprawił ci problem, poważnie rozważ czy dalsza droga nie będzie zbyt ryzykowna.
Schron Carrela
Schron Carella, oferuje bardzo przyzwoite warunki, z 40 miejscami noclegowymi poduszkami, kocami, dzięki czemu nie musimy zabierać ze sobą karimaty i śpiwora (my jednak mieliśmy je zbędnie). W jadalni znajdują się ławki i stoły, kuchenka z gazem do topienia śniegu do picia. Opłata za spanie wynosi 25 EURO (jak my byliśmy to było Uwaga tylko 10 Euro!) i dobrowolnie” wpłacamy do skrzynki wiszącej na ścianie. Czasu na odpoczynek jest bardzo mało, a chęci na szczyt olbrzymie. Czas odpocząć choć chwilę przespać się i ruszyć w kierunku upragnionego szczytu.
Lion Grat Matterhorn || atak szczytowy
Jedno jest zdecydowanie pewne, w schronie Rifugio Carrel na pewno się nie wyśpimy. Pierwsze ekipy ruszają już koło 3 nad ranem. My walczymy ze snem do 5 i po spakowaniu i przygotowaniu koło 6 ruszamy. Szybko po starcie czeka nas pierwsza poważniejsza, przewieszona ścianka, która jest ubezpieczona linami.
Przechodzimy sprawnie i idziemy dalej.
Ściana jest bardzo złożona pomimo punktów stałych łatwo idzie „pogubić prawidłową” drogę. Nam się to udaje i tracimy w dwóch miejscach czas. Wystarczy spojrzeć tu jak to wygląda. Każda z tych turni to nowy wariant wspinaczkowy o nieznanych trudnościach.
Wchodzimy na grań i kierujemy się ostrzem na Pic Tyndall.
Pic Tyndall (4240m)
Szczyt Pic Tyndall oficjalnie jest osobnym 4 tysięcznikiem. Nie zaliczanym do Matterhornu, choć tu można by się naturalnie sprzeczać. Tak czy siak, przechodzimy z niego dalej pod ostatnie spiętrzenie grani. Po drodze trzeba przejść kilka zębów skalnych (w miarę bez przewyższenia, na jednakowej wysokości). Za nimi pozostaje nam około 200 metrów w pionie do wierzchołka.
Największe wrażenie na całym tym odcinku robi przejście przez “Drabinę Jordana”. Zbudowana jest z drewnianych belek połączonych grubą liną, dzięki której pokonujemy przewieszoną ściankę, pod nami mnóstwo luftu. W ciekawej ekspozycji wspinany w górę.
Mozolnie, przecież tym razem na szybko bez aklimatyzacji, dopiero drugi dzień wysokość czuć. Za drabiną droga na wierzchołek jest otwarta.
Matterhorn || szczyt
Szczyt zdobyty, jeszcze pozostaje trawers na drugi szwajcarski wierzchołek, grań szczytowa jest obłędna.
Kamil miał aparat i lepsze zdjęcia, jednakże historia potoczyła się swoim torem i tylko to pozostało.
Szczyt co tu dużo mówić robi wrażenie i jest zdecydowanie dla wielu wspinaczy udekorowaniem doświadczenia i spełnieniem jednego z marzeń.
Zejście wcale nie jest prostsze
Zejście jest zdecydowanie gorszą częścią naszej wyprawy, często słyszymy, że to właśnie podczas zejścia zdarzył się wypadek. Czas dojścia do schronu wcale nie będzie wiele krótszy niż wejścia na górę. Jeśli korzystamy ze zjazdów, to siłą rzeczy tracimy podczas tego mnóstwo czasu. Czas leci nieubłaganie i zbliżamy się do Tyndalla ponownie, dalej w dół filarem.
Powoli noc się zbliża. Na wysokości około 3950-4000m, nie będąc związani schodzimy, trawersujemy strome płyty, Kamil idzie przede mną. Wpina się w jakieś żelastwo (stary stan), ściąga plecak i stanowisko” puszcza/pęka. Kamil błskawicznie nabiera szybkości na płytach, trwa to dosłownie sekundy, rakami iskrzy po skałach i nic, jedzie ze stałą prędkością.
CUD się zdarzył i dosłownie jak na filmie zawiesza się rękami nad uskokiem za płytami, mozliwe że była tam jakaś półka na nogi, że udało się złapać. Plecak niestety leci w pionie nieubłaganie wraz z nim całość upamiętniająca wejście. Na szczęście Kamilowi poza strachem i traumatycznymi wspomnieniami nic nie jest, kluczyki od auta i porfel ma przy sobie (uff). Ja sam byłem w szoku i ledwo stałem, zanim opanowałem nerwy i jakoś się zabezpieczyłem to trochę minęło. Rzucam linę Kamilowi i ściagam” go do siebie. W pobliżu była dwójka włochów, dzięki którym późno w nocy po ciemku dostajemy się do schronu. Oboje byliśmy tak bez życia”, że realnie było trudno się uspokoić i samotnie działać w dół.
Kolejnego dnia Kamil nawet rozważał podejście z Carrela w celach odszukania plecaka, ale dał za wygraną.
Schodzimy na dół, spotykamy speleo ekipę polaków i z nimi chatujemy co i jak, opowiadamy wzajemne przygody.
Lion Grat Matterhorn || podsumowanie
Włoska, historyczna grań Lion na Matterhornie jest piękna, dość skomplikowana, i trochę trudniejsza technicznie od szwajcarskiej grani Hornli. Wiele zależy od pogody, to ona decyduje kto wejdzie, a kto pomimo umiejętności nie będzie mu dane. Późnym latem grań jest suchsza i bardziej skalna, co może pomóc. Na pewno szczyt pozostaje w sferze marzeń wielu osób, którzy chcą zmierzyć się z tą symboliczną i efektowną górą. Co by było gdybyśmy byli związani razem byśmy polecieli?, trudno powiedzieć co by się zdarzyło. Na pewno zapamiętamy ten wyjazd na zawsze i to nie temu, że byliśmy na wierzchołku tego kolosa.